Jest w polskiej przestrzeni publicznej co najmniej kilkanaście osób, które powinny raz na zawsze zamilknąć. Andrzej Wajda jest jednym z nich. Każde kolejne jego wystąpienie to pal sześć, że kompromitacja, ale też ewidentna obraza inteligencji i poczucia estetyki. Indywiduum to zasługuje również na najwyższą antypatię z powodu swojego relatywistycznego, rzec można, ekstremizmu.
Oto człowiek, któremu moralność pozwalała kiedyś być PRL-owską maskotką, której władza zezwoliła na soft opozycjonizm, spijanie transformacyjnych konfitur na zoologicznie antykomunistycznym agit propie i rusofobicznym obłędzie (vide: „Katyń"), a teraz obrócenie się przeciw najzajadlejszym wszak antykomunistom i dołączenie do nowego eurokomsomołu Tuska, Merkel i KOD-u, maszerując w ich szeregi wprost ze szpalt niemieckiej prasy.
Dostojeństwo etyczne takiego diapazonu zasługuje na wyróżnienie. Być może Leszek Balcerowicz znajdzie dla Wajdy jakąś fuchę w ukraińskim resorcie kultury?